Inne programy PZS: ekonsument.pl | globalnepoludnie.pl | ekoprojekty.pl | powietrze.krakow.pl RSS: Zapisz się do naszego RSS!
Strona główna > NASZE AKCJE > Poprzednie akcje > Dla klimatu = przeciw ubóstwu > Negocjacje Klimatyczne > Zły początek konferencji klimatycznej w Durbanie

Zły początek konferencji klimatycznej w Durbanie

Wtorek 6 grudnia 2011 / Milena Antonowicz

Eksperci przewidują niepowodzenie szczytu klimatycznego w Durbanie. Negatywne skutki zmian klimatu zbyt słabo dotykają państwa rozwinięte, aby uznały ten problem za pilny. Zmiany klimatu uderzają słabiej niż obecny kryzys finansowy. Dlatego możliwe, że będą musiały poczekać.

Pogoda natomiast, nie klimat, dała o sobie znać pierwszego dnia szczytu. Zamiast deszczu była ulewa, zamiast wiatru – wichura. W całym listopadzie na Durban spadło dwa razy więcej wody, niż było to w normie. Gospodarz spotkania, prezydent RPA Jacob Zuma, spóźnił się niemal godzinę na otwarcie konferencji.

NIEZBYT OPTYMISTYCZNE WIEŚCI

Niestety jest kilka złych wiadomości do przekazania:

  1. Kanada ogłosiła oficjalnie, że wycofuje się z Protokołu z Kioto.
  2. Prawnie wiążące międzynarodowe porozumienie ma największy sens tylko przy solidarnym udziale wszystkich państw, jak widać na podstawie pomiaru emisji w latach 1990-2010. Protokół z Kioto miał ograniczyć globalne emisje o 5%, jednak w wyniku nie przyjęcia jego ustaleń przez USA i Chiny, emisje wzrosły o 45%.
  3. Warunki, jakie stawiają sobie wzajemnie najwięksi emitenci gazów cieplarnianych, sprawiają, że dopóki ktoś nie zrobi pierwszego kroku, negocjacje będą kręcić się w kółko bez efektów.
  4. Stawianie indywidualnych celów redukcyjnych przez każdy kraj z osobna, a następnie ich sprawdzanie (pledge&review), staje się rozwiązaniem coraz częściej wspominanym mimo, że nie jest w ogóle rozwiązaniem problemu rosnących emisji.
  5. W dobie załamania rynków brakuje porozumienia w kwestii powołania Zielonego Funduszu mającego wspierać państwa rozwijające się.

ZIELONA MROŻONKA KLIMATYCZNA

Mrożonką, odgrzewaną od szczytu klimatycznego w Kopenhadze, możemy nazwać nie tylko prawnie wiążącą umowę nt. ograniczania emisji, ale też Zielony Fundusz Klimatyczny. Już wcześniej wiadomo było, że oprócz niskiego poczucia solidarności z najbiedniejszymi państwami, problemy funduszu dotyczą balansu między udziałem sektora prywatnego i publicznego w finansowaniu, oraz roli Banku Światowego w zarządzaniu funduszem.

Jedną z innowacyjnych koncepcji jest perpetuum fundusz – samonapędzające się finansowanie. Idea ta nie spotyka się z cynizmem towarzyszącym pożyczkom Światowego Banku. Rzecz w tym, aby odzyskane pieniędze trafiały z powrotem do obiegu i mogły być zainwestowana ponownie, a tylko część zasilała fundusz. W ten sposób kapitał ulegałby powolnemu, acz stałemu wzrostowi, a państwa otrzymujące pomoc byłyby jednocześnie tymi, które przyczyniają się do jej udzielania.

Prace nad innowacyjną architekturą funduszu trwały wytężenie przez cały rok. I dawało to nadzieję na ziszczenie się tego scenariusza w Durbanie. Niestety, takie rodzynki jak Stany Zjednoczone i Arabia Saudyjska, nie zmieniają szybko smaku.

Zakładano, że negocjacje na temat funduszu zakończą się w pierwszym tygodniu szczytu klimatycznego. Zaś w drugim tygodniu, w którym zjeżdżają się ministrowie i liderzy państw, będzie można skupić się na budowaniu kolejnego okresu porozumienia o limitowaniu emisji. Założenie okazało się błędne. Nie oznacza to jednak, że szansa na powołanie Green Climate Fund już odeszła. Możemy liczyć na to, że problemy wstrzymujące dotychczasowy postęp w tym temacie okażą się natury technicznej, natomiast presja czasu oraz pamięć o całorocznych wysiłkach negocjacyjnych zadziałają motywująco. Szczególnie, że Zielony Fundusz Klimatyczny może być jedynym wymiernym sukcesem COP 17. Mowa oczywiście o powołaniu struktury, zaś właściwym sukcesem będzie popłynięcie przez te struktury środków finansowych.

Z drugiej strony, wielu obserwatorów z obawą przygląda się jak największe gospodarki poświęcają zbyt dużą uwagę problemowi adaptacji. Może to bowiem być znakiem, że chcą „załatwić sprawę“ mniejszym kosztem, czyli zamiast uczestniczyć w drugim okresie Protokołu z Kioto, podjąć się finansowania działań adaptacyjnych i mitygacyjnych. Działania takie nie połączone z ograniczaniem emisji, nie przyniosą skutków na dłuższą metę. Redukcje jednak są bardziej kosztowne.

Nie zapominajmy tylko, że jest coś bardziej kosztownego niż redukcje emisji. Jest to brak redukcji. Wszyscy chcą się rozwijać, a bez limitów słupek CO2 szybko przebije wszystkie sufity. Każdy rok, w którym zamiast ograniczać, będziemy przyczyniać się do wzrostu stężenia gazów cieplarnianych w atmosferze, spowoduje, że coraz trudniej będzie zatrzymać katastrofalne zmiany klimatu. Piszę, katastrofalne, w odróżnieniu od zmian klimatu takich, jakie znamy teraz i jeszcze jesteśmy w stanie sobie z nimi radzić.

PRZYSZŁOŚĆ PROTOKOŁU

W tym tygodniu okaże się czy tytuł tego akapitu powinien brzmieć „przyszłość“ czy „przeszłość“ Protokołu z Kioto. Pierwszy okres obowiązywania Protokołu kończy się w roku 2012. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie – nic prócz woli politycznej – aby ustalić drugi okres jego obowiązywania. Niestety wszystkie głosy wskazują na to, że w podsumowaniu wyników konferencji słowa „porozumienie“, „Durban“ i „Protokół“ nie znajdą się w jednym zdaniu. Dziennikarze już teraz piszą o klęsce negocjacji.

Rozkład sił w Durbanie wygląda następująco. Unia Europejska wraz z najbiedniejszymi państwami oraz krajami wyspiarskimi próbują przekonać Stany Zjednoczone, Kanadę, Japonię, Rosję, Chiny i Indie, że potrzebujemy nowej globalnej umowy klimatycznej jeszcze przed 2015 rokiem.

Wysiłki negocjatorów powinny skupić się na tym, by świat nie musiał czekać do roku 2020. Mówi się, że najwcześniej uda się osiągnąć porozumienie w roku 2015 lub 2016. Zaś wprowadzenie go w życie potrwa następnych parę lat. Eksperci podkreślają, że czekanie 8 lat spowoduje nieodwracalne zmiany w klimacie.

Kraje rozwijające się nie są w tak komfortowej sytuacji jak największe gospodarki świata i taka perspektywa doprowadza je do wściekłości. Argumentują one za przedłużeniem Protokołu z Kioto na kolejne 5 lat i ustaleniem nowych celów obowiązujących od 2018 roku. Również w Wielkiej Brytanii do głosu dochodzi propozycja „zatrzymania czasu“ dla Protokołu i uniknięcia luki między jednym a drugim porozumieniem.

Co przyniósłby nam czas między wygasającą, a nową umową? Po pierwsze, porozumienie poprzedzone kilkuletnimi negocjacjami powinno starczyć na dłużej. Po drugie, może być ono wsparte wynikami analiz Międzynarodowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC). IPCC planuje wydanie 5. raportu na temat zmian klimatu w 2014 roku. Po trzecie, odwlekanie umowy daje czas na gruntowne przestudiowanie wywiązywania się z zobowiązań redukcyjnych poszczególnych krajów i efektów tych działań. Po czwarte, za dwa, trzy lata kryzys finansowy może być już okiełznany. Po piąte, to wszystko brzmi sensownie, ale jesteśmy w niedoczasie i jakiekolwiek porozumienie tymczasowe będzie lepsze niż jego brak.

Datą graniczną dla utrzymania zmian klimatu na poziomie niebezpiecznym, ale nie bardzo niebezpiecznym, jest rok 2017, jak podaje główny ekonomista Międzynarodowej Agencji Energetycznej, Fatih Birol. Żeby zejść poniżej „niebezpiecznego poziomu“ musielibyśmy dążyć do zatrzymania wzrostu globalnej temperatury na 1,5st. C. Gorsze od klęski porozumienia w Durbanie, byłoby ustalenie daty nowej umowy na 2020 rok.

OBAMA I JEGO CHANGE

W Stanach Zjednoczonych jest wiele miejsc, gdzie słowa naukowców nadal nie docierają. Szczególne problemy w komunikacji napotykają wiadomości, które mogą mieć związek z ograniczaniem wolności. Na przykład wolności do niepohamowanego i niezrównoważonego rozwoju gospodarczego. A temu zdaniem niektórych służy teoria o antropogenicznym wpływie na zmiany klimatu. Lub teoria o zmianach klimatu w ogóle. Sceptycy w sprawie zmian klimatu zyskali na własne nieszczęście sprzymierzeńca w kryzysie finansowym.

Na razie również ze strony Obamy nie widać żadnych konkretnych ruchów, które pomogłyby w postępie negocjacji. Czyżby pojęcie zmiany w polityce Stanów Zjednoczonych ewoluowało i prezydent zmienił odważne postulaty klimatyczne na bezpieczną reelekcję? Albo Obama posiadł wiedzę o tym, jak zatrzymać rosnący poziom wód w oceanach, albo racje mają amerykańskie organizacje pozarządowe, które wystosowały list do sekretarz stanu, Hilary Clinton, wyrażający niezadowolenie z faktu, że delegaci USA blokują rozmowy na COP 17. Piszą oni, że Ameryka w Durbanie nie jest liderem, tylko przeszkodą. Podobne wezwanie do zmiany strategii wyszło ze strony Climate Ethics Campaign i zostało podpisane przez 1200 przedstawicieli świata władzy, biznesu oraz aktywistów. Obama nie powinien zapominać, że ryzykuje wiele zawiedzionych nadzieji obywatelskich.

Większą elastyczność i zrozumienie widać nawet w postawie chińskich negocjatorów, którzy nawołują kraje wschodzących rynków do przedstawienia planów redukcji emisji. Plany te działałyby na nieco innych zasadach – zależne od stanu światowych rynków, wiązałyby do redukcji na poziomie krajowym. Xie Zhenhua, wiceprzewodniczący chińskiej Narodowej Komisji Rozwoju i Reform, wymieniany wśród liderów negocjacji, popiera wprowadzenie drugiego okresu Kioto dla państw rozwiniętych. Przypomniał on także o obietnicy państw rozwiniętych w kwestii fast start finance.

RUCH OCCUPY DURBAN

Ostatnią deską ratunku, jaka nam pozostanie, będzie geoinżynieria, rozpylanie w powietrzu specyfików odbijających promieniowanie słoneczne lub pobudzanie rozwoju planktonu pochłaniającego dwutlenek węgla w morzach. Nie ma co patrzeć z nadzieją na te pomysły, a to z powodu ich możliwie niepożądanego oddziaływania na środowisko. Jesteśmy w sytuacji, w której możemy decydować, jak wielkie ryzyko chcemy na siebie sprowadzić.

Ile razy można zawieść oczekiwania ludzi? Tego nie wiemy, ale wiemy, że dziś zaufanie jest towarem deficytowym. Prócz wieloletniego kryzysu klimatycznego, sprowadziliśmy na siebie też kryzys ekonomiczny. Wzorując się na popularnym ruchu okupującym Wall Street, powstał Occupy COP17. Nawołuje do niego były prezydent Kostaryki, Jose Maria Figueres. Przekonuje on, że kraje najbardziej dotknięte negatywnymi skutkami zmian klimatu nie powinny opuszczać Durbanu dopóki nie zajdzie znaczący postęp w negocjacjach. Oto jego słowa.

„Pojechaliśmy do Kopenhagi ze złudzeniem, że możemy osiągnąć sprawiedliwe porozumienie. Pojechaliśmy do Cancun, gdzie bylimy świadkami postępu, jednak niewystarczającego. Nasza frustracja jest duża i wciąż rośnie. Teraz słyszymy, że potrzeba więcej konferencji. W końcu musimy zacząć mówić poważnie. Do Durbanu powinniśmy jechać z głębokim przekonaniem, że nie wrócimy bez istotnego postępu.“

3 grudnia, w sobotę oraz w Światowy Dzień Akcji na Rzecz Klimatu ulicami Durbanu przeszło około 20 tys. ludzi. Wspólne oczekiwania połączyły nie tylko oburzonych z najbiedniejszych państw i organizacje pozarządowe, ale także międzynarodowych delegatów, a wśród nich była nawet Christiana Figueres. Nie wiem czy znajdzie się jakaś część społeczeństwa nie reprezentowana na tej demonstracji. Wbrew pesymistycznej wizji kolejnego szczytu klimatycznego, uczestników pokojowego marszu nie opuszczał humor. Skandowali między innymi: never trust a cop (z ang. „nigdy nie ufaj cop“ – cop można czytać jako Conference of Parties, czyli Konferencja Stron, lub jako „glina“, czyli określenie na policjanta).

NEGOCJACJE POTRZEBUJĄ WSPÓLNEJ WALUTY

IPCC niedawno potwierdziło zależność między zmianami klimatu, a wzmożonymi anomaliami pogodowymi. Zmiany klimatu dzieją się na naszych oczach i są bardzo wymierne w skutkach. Możemy mierzyć je w pieniądzach, jak kraje globalnej północy, lub w liczbach ofiar śmiertelnych, jak kraje globalnego południa. Może w tym tkwi problem porozumienia – w braku ujednoliconej waluty. Nie powinno więc nikogo dziwić, że delegaci z krajów rozwijających się podejmują temat Occupy Durban jak najbardziej serio i nie odcinają się od takiej możliwości.

WYNIKI COP17

Na jakie wiadomości będziemy czekać w ostatni dzień 17. konferencji klimatycznej, czyli piątek, 9 grudnia? Po pierwsze, czy zostanie wprowadzony drugi okres obowiązywania Protokołu z Kioto. Po drugie, jaki jest konkretny plan drogowy prowadzący do nowej umowy klimatycznej i kiedy możemy się jej spodziewać. Po trzecie, kiedy zostanie uruchomiony Zielony Fundusz Klimatyczny. Te trzy pytania nie dają spać negocjatorom i kręcą się w głowach obserwatorów szczytu.

Informacje w artykule pochodzą ze stron: http://www.bloomberg.com/news/2011-..., http://www.guardian.co.uk, http://occupycop17.org.


Polska Zielona Sieć | Wykonanie strony: NGOmedia